niedziela, 27 maja 2012

Dwunasty


 Cały czas poganiałam taksówkarza, żeby przyśpieszył. Chyba szybciej byłoby gdybym przyjęła propozycję od chłopaków, że podwieźliby nas do domu, ale oczywiście Frances się na to nie zgodziła! No do jasnej cholery! Zostawić na chwilę chłopaków i już jest problem. Ugh! Nie wiem jak to możliwe, że jak oni mieszkają sami to jeszcze żyją. Powinno się ich wepchać w kaftan bezpieczeństwa!
 - Nie denerwuj się – usłyszałam Sofię.
 - Jak mam się nie denerwować, jak te barany znowu coś narobiły… Ja po prostu ich kocham, ale myśl, że komuś się coś stało… - poczułam jej dłoń na ramieniu.
 Kiedy dotarliśmy na miejsce ja pierwsza wybiegłam z samochodu, zostawiając Sofię, żeby zapłaciła. Bałam się tego co miałam zaraz zobaczyć. W głowie widziałam już najgorsze scenki. Może serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Nareszcie dotarłam na odpowiednie piętro, nacisnęłam klamkę i wpadłam do mieszkania, szukając Franka. Znalazłam go w kuchni, gdzie trzymał swoją rękę pod bieżącą wodą.
 - Dobrze, że już jesteś siostra. – ze swojego pokoju wyszedł Eric. – Franek chciał coś ugotować, ale taka z niego fajtłapa, że wylał sobie na rękę wrzącą wodę.
 - Żartujesz sobie teraz ze mnie? – w tej chwili miałam ochotę spoliczkować mojego brata oraz Franka. – Ja tutaj jadę przerażona, bo napisałeś mi, że Franek ma groźne poparzenie, a on tylko wylał wrzącą wodę na rękę. Jesteście nienormalni… Jak mogliście sobie tak ze mnie zażartować…?
 - Co się tutaj dzieje? – do mieszkania weszła Sofia, a ja odwróciłam się, żeby wytrzeć napływające mi do oczu łzy. – Gdzie jest Franek?
 - Tutaj jestem! – krzyknął z kuchni.
 Przyjaciółka mnie minęła i weszła do środka. Podeszła do chłopaka, wyłączyła wodę i spojrzała na jego rękę, która była zaczerwieniona. Przewróciła oczami i popatrzyła na mnie. Chyba zauważyła moje łzy, więc szybko wyszłam z pomieszczenia i weszłam do łazienki, gdzie zamknęłam się na klucz. Weszłam do wanny i zaczęłam płakać. Wiele osób mogłoby nie rozumieć mojego zachowania. Przecież nic Frankowi nie jest, powinnam się cieszyć, a nie zamykać w łazience i płakać, ale odkąd Matt zaczął spędzać coraz więcej czasu w szpitalu martwiłam się wszystkim. Zawsze kiedy jęknął ruszyłam mu na pomoc, kiedy mówił, że go coś boli wzywałam lekarza, ponieważ nie chciałam go stracić. Po jego śmierci zaczęłam troszczyć się o mojego brata i Franka, ponieważ oni byli ostatnimi osobami, które kochałam. Ja naprawdę martwiłam się o niego. Ja nie chcę ich stracić, ja nie mogę znowu stracić jakiejś bliskiej mi osoby, ja już nie chcę tego przeżywać…
 Nim się obejrzałam to usnęłam…
 - Frances otwórz te drzwi! – usłyszałam jak ktoś wali do drzwi.
 Wyszłam z wanny i otworzyłam drzwi, za którymi stał mój brat. Spojrzałam tylko na niego i minęłam go. Skierowałam się do mojego pokoju, gdzie na łóżku siedziała Sofia. Kiedy mnie ujrzała, szybko wstała i przytuliła.
 - Wszystko w porządku? – zapytała swoim zmęczonym głosem.
 - Tak… Chodźmy już spać, jest późno…
 - Ej! Skarbie. Może Eric przesadził, pisząc do ciebie, że Franek ma groźne poparzenie, ale się wystraszył. Ja sama też bym tak napisała…
 - Nie musisz go tłumaczyć. To ja przesadziłam – usiadłam na łóżku. – Eric to typowy dzieciak. Nigdy nie potrafił się zachować jak coś się stało. Tak samo było, kiedy byliśmy mali, a on miał się mną zaopiekować… Spadłam z drzewa i złamałam rękę, Eric zaczął panikować i nie wiedział co robić. Mama zapomniała telefonu, a do mojego ojca nie odważył się nigdy zadzwonić, więc ja musiałam zacisnąć zęby, wybrać numer na pogotowie i podać mu słuchawkę.
 - Co za borok!
  Uśmiechnęłam się i położyłam. Znowu miałam okazję podziękować Mattowi, że mi ją tutaj zesłał. Jest moją najlepszą przyjaciółką…
 Następnego dnia obudziłam się o 6:45. Hmm…Mama nie uwierzyłaby. Wstałam i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Wszyscy jeszcze spali, więc zrobiłam sobie śniadanie i otworzyłam swoją pocztę na laptopie Franka, którego znając życie znowu będzie szukał, ale tak to jest jak nie odkłada się rzeczy na miejsce. Zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Zayna.
Hej,
Zmiana planów. Co powiesz na to, żebyśmy się wybrali na spacer po Manchesterze? Jesteśmy tutaj razem, a ja po prostu nie potrafię się doczekać, żeby z Tobą porozmawiać. Niżej zostawię Ci mój numer telefonu.
Z niecierpliwością czekam na odpowiedź.
Zayn
Po cichu weszłam do mojego pokoju po komórkę, zapisałam numer i napisałam do niego. Po chwili dostałam odpowiedź. Co było dziwne! Myślałam, że o tej porze jeszcze śpi, ale co tam!
 To jeżeli jesteś na nogach, to może spotkamy się za pół godzinki w Milkshake City? – napisał.
Odpowiedziałam, że mi pasuje i szybko wzięłam się za siebie. Włosy spięłam w kucyka wysoko na głowie, założyłam czerwone rurki i białą koszulkę z Myszką Miki. Założyłam jeszcze moje niebieskie trampki i wyszłam z mieszkania, zostawiając kartkę na lodówce.
 Na miejsce dotarłam w kilkanaście minut. Nikogo w środku jeszcze nie było. Zamówiłam sobie shake’a i usiadłam przy jednym ze stolików. Cały czas ciekawiło mnie, o czym chce Zayn porozmawiać. My nawet się nie znamy… W tym momencie zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka. Przytulił mnie na powitanie i usiadł naprzeciwko mnie.
 - Hej! Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem wytłumaczyć chłopakom, że idę spotkać się ze znajomą…
 - Spoko. – uśmiechnęłam się.
 - Właśnie! Jak tam twój znajomy?
 - Aa… Dobrze. Można powiedzieć, że to był fałszywy alarm.
 - No to świetnie.
 - Powiesz mi o co chodzi?
 - Och… tak, zapomniałbym. Jesteś dziewczyną, więc pomyślałem, że mi pomożesz. – pokazał swoje wszystkie ząbki.
 - Pomogę? W czym ci mogę pomóc? – zrobiłam łyk mojego waniliowego shake’a.
 - No… Chodzi o to, że podoba mi się dziewczyna…
 - No nie. – przewróciłam oczami. – Kontynuuj. – dodałam jak zauważyłam jego zmieszaną minę.
 - Eee…. No więc podoba mi się dziewczyna, ale za każdym razem jak chcę z nią porozmawiać ona się zmywa. Pomożesz mi do niej zagadać? Ona chodzi do naszej szkoły…
 - Zayn… - pokręciłam głową. – To nie jest łatwe. Co ja mogłabym zrobić?
 - Pogadać z nią albo zaprosić na jakąś imprezę, na której ja też będę. Tak w ogóle ona chodzi do klasy tanecznej, więc na pewno zgodzi się na to. – dotknął mojej ręki. – Frances, proszę…
 - Dlaczego poprosiłeś o to mnie? Przecież mnie nie znasz.
 - Znam, znam. Obserwuję cię odkąd trafiłaś do naszej szkoły…
 Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zawsze myślałam, że nikt mnie nie zauważa. Uśmiechnęłam się  i popatrzyłam w jego oczy, które potrafiły oczarować nie jedną dziewczynę.
 - Dobra pomogę ci. – na jego twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. – Jak się nazywa i do której chodzi klasy?
 - Chodzi do 2C, nazywa się Pauline Cooper.
 Słysząc to nazwisko sparaliżowało mnie. Dlaczego właśnie musiała ona mu wpaść w oko? Zagryzłam wargę i popatrzyłam na chłopaka, który czekał na jakąś moją reakcję.
 - Nie dam rady.
 Wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam ku wyjściu, lecz nim wyszłam poczułam jak Zayn łapie mnie za rękę i obraca do siebie.
 - O co chodzi? Przecież przed chwilą się zgodziłaś.
 - Po prostu nie dam rady…
 - Znasz ją, prawda?
 - Tak, znam ją…
 - No to chyba dobrze?
 - Tak… Dobrze by było, gdyby mnie nie obwiniała… Cześć.
 Wyszłam niż zdążył cokolwiek powiedzieć. Cały czas w głowie siedziały mi jego słowa:  nazywa się Pauline Cooper. Dlaczego właśnie ona? Przecież ona mnie nienawidzi!
 Pauline Cooper, młodsza o rok siostra Matta, która obwinia mnie odkąd on zmarł, że go jej zabrałam, że on miał tylko czas dla mnie… Po jego śmierci wszystkie nasze wspólne zdjęcia, które on posiadał spaliła…
 Po cichu weszłam do mieszkania. Wszyscy byli już na nogach, uśmiechnęłam się do nich.
 - Przepraszam was chłopcy! – podeszłam do nich i zrobiliśmy grupowego miśka.
 - Wybaczamy! – powiedzieli na raz i wrócili do jedzenia śniadania.
 Spojrzałam na Sofię, która wywróciła oczami i wróciła do czytania jakiejś gazety. Podeszłam do niej, poczochrałam jej włosy i szybko pobiegłam do naszego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
 Spojrzałam na półkę, gdzie stały zdjęcia. Zauważyłam jedno zdjęcie, na którym był Matt razem z Pauline i ich psem Demonem. Sięgnęłam po nie i spojrzałam na uśmiechnięte rodzeństwo. Jak ja za nim tęsknię…

Pauline i Matt Cooper'owie

Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Brak weny, mało czasu i takie coś mi wychodzi :(( Muszę się postarać następnym razem. Bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze. Jak ja uwielbiam je wszystkie czytać po jakieś 10 razy. Właśnie!!! Kochane! Nie wiem, czy słyszałyście o tym blogu: Wymarzony świat z 1D. Od poniedziałku zaczyna się tam etap II, gdzie wszyscy mogą głosować na wybrane blogi, więc zachęcamy i my, żebyście głosowały na naszego bloga, który kryje się pod szczęśliwą 7! Możecie też głosować na mój własny blog, który ma numer 11 oraz Oli, który jest pod numerem 10.
Pozdrawiam,
Pani Horan.

piątek, 25 maja 2012

Jedenasty

-No idź z nim pogadać. - namawiała mnie Frances, ale ja byłam nieugięta i pokręciłam głową.
-I niby co mu powiem ? Hej, mógłbyś przeprosić za to, że tak chamsko mnie potraktowałeś ? - zapytałam zmieniając przy tym głos, a dziewczyna przewróciła oczami.
-Po prostu podejdź i przedstaw się. Jak Cię zobaczy na pewno będzie chciał Cię poznać. - zachęcała mnie, a ja przygryzłam dolną wargę. W tym momencie chłopak podniósł się z miejsca i opuścił Milkshake City. - No wiesz co ! Miałaś taką okazję. - opadła zniechęcona na oparcie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Może to był jakiś znak. - odparłam i wciągnęłam przez słomkę trochę napoju. Dopiłyśmy shake'i do końca i wyszłyśmy na świeże powietrze. Wiaterek lekko zawiewał, a słońce już dawno zachodziło. Pomimo iż był wrzesień, to na dworze było strasznie zimno. Postanowiłyśmy zatem wrócić do domu. Kilkanaście metrów przed drzwiami, zaskoczył nas ulewny deszcz.
-I to są uroki kochanej Anglii. - skwitowała Frances zdejmując buty, a ja zrobiłam to samo.
-Muszę się przestawić. - dodałam i razem ruszyłyśmy do pokoju.
-Cześć brat. - rzuciła i poczochrała włosy Ericowi.
-Spadaj. - fuknął i zrobił unik na co się zaśmiałam. Zazdrościłam ich. Mieli siebie, a ja ? Ani przyjaciół, ani rodzeństwa. Zawsze byłam sama. Przyzwyczaiłam się już do tego. Sama się sobie dziwie, jak Frances ze mną wytrzymuje.
-Jutro koncert. O której tak właściwie ? - zapytałam opadając na łóżko, a przyjaciółka sięgnęła po bilety, aby sprawdzić.
-O 19. Jakoś zdążę się przygotować. - zażartowała, a ja zaśmiałam się, widząc jej minę myślicielki.
-Chodźmy się kąpać. - wyjęłam z torby potrzebne rzeczy i ruszyłam, wskazaną drogą do łazienki. Otworzyłam drzwi bez pukania. Niestety. - Franek ! - jęknęłam zakrywając sobie twarz dłońmi.
-No co ? Nie pukasz to ślepniesz. - skwitował, a po chwili poklepał mnie po główce i wyszedł z łazienki. Wzdrygnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę, która ogrzała moje ciało. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wytarłam się i opuściłam łazienkę, zostawiając po sobie czystość. Frances puściła mi oczko i poszła do łazienki. Odłożyłam kosmetyczkę do torby i rozejrzałam się po pokoju. Jeszcze raz przeglądnęłam wszystkie zdjęcia z Paryża. Uśmiech od razu pojawiał się na mojej twarzy, gdy widziałam głupkowate miny Frances i Franka. Mimo iż nie znam go wcale, to już polubiłam. Od niego na prawdę emituje dobra energia. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Zamknęłam oczy i zagłębiłam się w myślach w których pojawił się TEN chłopak. W głębi duszy byłam na siebie wściekła, że z nim nie porozmawiałam, ale drugą stroną, może to nawet lepiej ? Skąd mogłam wiedzieć, dlaczego się tak na mnie patrzył ? Może przypominałam mu jakąś znienawidzoną osobę ?
-To moja czapka ! - usłyszałam krzyk Franka, a następnie do pokoju wparowała Frances, zamykając za sobą pospiesznie drzwi na klucz. - Frances Lewis, proszę natychmiast mi otworzyć drzwi ! - zarządzał, waląc pięścią we wrota.
-A co będę z tego miała ?
-Yyy... Moją wdzięczność ?
-Hmm... To nie chcę. - odparła z wielkim uśmiechem i ruszyła w kierunku łóżka.
-Dobra, będziesz coś chciała.
-Też Cię kocham ! - krzyknęła, a ja po chwili usłyszałam kroki chłopaka. Wybuchłam niepohamowanym napadem śmiechu. - A Tobie co ? - zapytała Frances, sama nie mogąc się powstrzymać od cichego chichotu.
-Wy tak zawsze ? - zapytałam wskazując na drzwi, a ona kiwnęła z wielkim uśmiechem na ustach, głową.
-Lubię go drażnić. - odpowiedziała, ruszając śmiesznie brwiami.
-Słyszałem !
-Idź spać ! Już za późno dla takich dzieci ! - odkrzyknęła, a ja znów się zaśmiałam. Uwielbiałam jej towarzystwo. Zawsze była taka radosna i pełna energii.
-Może my też chodźmy spać? - zapytałam, a ona w odpowiedzi zgasiła lampkę. Położyła się koło mnie i ułożyła w wygodnej pozycji. - Dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - uściskałam ją najmocniej jak umiałam.
-I ty moją, ale proszę puść, bo mnie dusisz. - odparła, a ja wyswobodziłam ją z uścisku i posłałam uśmiech.
-Dobranoc.
-Dobranoc. - odpowiedziała, a ja przewróciłam się na drugi bok, by zaraz odlecieć do krainy snów...

-Franek ! To mój stanik ! - właśnie te słowa zbudziły mnie następnego dnia. otworzyłam jedno oko i spojrzałam na otwarte drzwi przed którymi mignęły mi dwie postacie. Podniosłam się leniwie z łóżka nie patrząc nawet na godzinę. Stanęłam w progu, na szczęście, bo zwariowana dwójka, prawie staranowała mnie swoimi ciałami.
-Musicie już od rana ? - zapytałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech Eric'a, - Cześć. - rzuciłam w jego stronę, a on przybił mi piątkę i pobiegł w kierunku goniącej się dwójki. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam na dół, do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. A może już obiad ? Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 12:04. Czyli drugie śniadanie. Na szczęście zostały naleśniki, więc odgrzałam je sobie i zjadłam z nutellą. Popiłam gorącym kakaem i zmyłam brudne naczynia.
-Kiedyś go zabiję. - usłyszałam zduszaną Frances, która z lodówki wyjęła butelkę wody i wypiła duszkiem, nawet nie myśląc o użyciu szklanki.
-Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach, a ta spojrzała na mnie jednym okiem spod butelki.
-I tak się czuję. - odparła odsysając się od szyjki i sapnęła głośno.
-Hmm... A co powiesz na zakupy ? - zapytałam ruszając zabawnie brwiami, a ta na te słowa od razu się ożywiła.
-Daj mi 10 minut. - powiedziała i pobiegła do góry. Poszłam za nią i podążyłam do pokoju. Spojrzałam przez okno. Słońce co prawda świeciło, ale wiał do tego lekki wiaterek. Zdecydowałam się założyć granatowe rurki, biały T-shirt i czarny sweterek. Na nogi wdziałam czerwone trampki. Poszłam do łazienki, umyłam twarz i zęby, rozczesałam włosy i podkreśliłam rzęsy tuszem. Zeszłam na dół gdzie przy wyjściu czekała już Frances. - Gotowa ? - zapytała, a ja pokiwałam głową. Wyszłyśmy z domu i podążyłyśmy w kierunku centrum. - Podekscytowana dzisiejszym koncertem ?
-I to jeszcze jak. Jeśli mam być szczera, to będzie pierwszy koncert na jaki kiedykolwiek pójdę... - powiedziałam lekko się rumieniąc, a dziewczyna uściskała mnie przyjaźnie.
-Tym lepiej. Na pewno będzie wspaniale, a ja już zadbam, żebyś zapamiętała ten wieczór na długo. - puściła mi oczko i poprowadziła ku wejściu.
Zakupy trwały mniej więcej 4 godziny. Niemal w biegu doszłyśmy do domu. Szybko zjadłyśmy posiłek, który najpierw przygotowałyśmy i rzuciłyśmy się w wir przygotowań. Frances zajęła łazienkę, a ja stanęłam przed walizką, zastanawiając się, co założyć. Po długich przemyśleniach zdecydowałam się na białe rurki, dopasowany czarny T-shirt i zielono-niebieski sweterek. Na nogach umieściłam czarne balerinki. Frances opuściła łazienkę z gotową fryzurą i makijażem.
-Ślicznie wyglądasz ! - pochwaliłam ją widząc burzę falowanych włosów i ciemne powieki, oraz słodkie, różowe policzki.
-Dziękuję, Ty również. - pocałowała mnie przelotnie, a ja pobiegłam do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie. Użyłam prostownicy Frances i po kilkunastu minutach w lustrze ujrzałam dziewczynę, o prostych, brązowych włosach, do połowy pleców. Na powiekach wykonałam kreskę czarną kredką i nałożyłam niebieski cień, który ślicznie kontrastował z moimi tęczówkami, tego samego koloru. Podkręciłam rzęsy tuszem, na policzkach nałożyłam róż i pomalowałam usta różową szminką. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół, gdzie czekała już Frances. Spojrzałam na nią. Miała na sobie dla odmiany czarne spodnie, biały T-shirt i jasnoróżowy sweterek. - Wow ! Jaka laska ! - na moje słowa Franek zagwizdał, a Frances wyszczerzyła szeroko ząbki.
-Dobra chodź idziemy. Koncert jest tuż obok. Pa chłopcy. Będziemy za kilka godzin ! - krzyknęła i pociągnęła mnie w wyznaczone miejsce.

-Czemu każde wielkie gwiazdy muszą się spóźniać ?! - krzyknęła po raz setny oburzona przyjaciółka, gdy zegar pokazywał 19:30. Tłum na prawdę się niecierpliwił, a my stałyśmy dość blisko sceny, gdzie była masa rozkrzyczanych fanek z plakatami itp. Czułam się jak na safari.
-Przepraszamy za opóźnienie. Mam zaszczyt zaprosić na scenę zespół na który wszyscy czekają. ONE DIRECTION !!! - powiedział jakiś prowadzący, a na te dwa słowa, dziewczyny obok zaczęły wrzeszczeć jak nienormalne. Zaczęło mnie to powoli śmieszyć. Gdy w rytm pierwszej piosenki chłopcy weszli na scenę, myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit. Ścisnęłam Frances za nadgarstek, na co ona syknęła.
-Co jest ?! - zapytała, a ja wskazałam na scenę.
-To Harry ! - krzyknęłam - Ten z którym siedziałam w kozie ! - spoglądałam na scenę nie mogąc w to uwierzyć.
-I Niall, Zayn i .... Liam ?! - dziewczyna była niemniej zszokowana niż ja. Byłam pewna, że bicie naszych serc było głośniejsze, niż pisk tych fanek.
-To TEN chłopak ! - wydarłyśmy się obydwie, gdy szatyn w czerwonych rurkach zaczął śpiewać. Usta miałyśmy cały czas otwarte. W pewnym momencie Harry pomachał w naszą stronę. Odkiwnęłam, ale byłam pewna, że tego nie zauważył, ponieważ fanki wyciągały ręce, aby tylko go dotknąć. Stres stopniowo spadał. W końcu zaczęłyśmy się bawić. Chociaż w mojej głowie cały czas siedział ten szatyn. Cały czas był tak jakby nieobecny... Zaczęli śpiewać jakąś wolną piosenkę, a on gdy śpiewał, spojrzał w moim kierunku i... na ostatnim wersie zaśpiewał za niego lokers, patrząc na jego zdziwioną minę, razem z resztą zespołu. Spuściłam wzrok w dół. Chciałam stąd iść. Nie wiem czemu... Frances jednak złapała mnie za rękę i wytrwałyśmy do końca koncertu. Szatyn śpiewał teraz z ogromną energią, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zauważyłam także, że blondyn o imieniu... Niall ? Chyba jakoś tak... Cały czas patrzył się w stronę Frances i nawet kilkanaście razy kiwnął nam. Ta cieszyła się jak nienormalna. Przewróciłam tylko oczami i bawiłam się dalej. Harry również nie szczędził okazywania uczuć. Kiwał, uśmiechał się, posyłał buziaki... Cały czas nie mogłam uwierzyć, że chłopaki z naszej szkoły grają koncert dla tysięcy fanów.
Po koncercie chciałyśmy złapać ich i pogratulować. Po przedarciu się przed tłum, ktoś wepchnął mnie na lokersa i upadliśmy na podłogę.
-Przepraszam. - jęknęłam podnosząc się.
-Sofia ? - zapytał patrząc na mnie z ziemi.
-Teraz to ja muszę Ci pomóc wstać. - podałam mu rękę, a on ją pochwycił i wstał. - Świetny koncert. Czemu nie mówiłeś, że jesteś sławny? - zapytałam uderzając go pięścią w ramię.
-A wiesz nie było kiedy. - odparł rzucając swoimi włosami.
-Dobra dobra. Muszę sobie zrobić z Tobą fotką. - podałam telefon Frances, wyciągając ją z namiętnej rozmowy z Zayn'em, a ta pstryknęła naszej dwójce foto.
-Widziałeś Louisa ? - zapytał ten blondyn, który kiwał mojej przyjaciółce.
-Był gdzieś tutaj. - odparł obojętnie. Poczułam kogoś dłoń na mojej ręce.
-Sofia musimy wracać. Frankowi coś się stało. - powiedziała przerażona Frances ze strachem w oczach.
-Co takiego ? - zapytałam kładąc jej rękę na ramieniu.
-Eric mówił, że ma groźne poparzenie...


Buu xD Wiem, że skromnie, ale podoba mi się akcja Frances-Franek ;D Może Kiniuś będziesz za to wyzywać, ale może się też odegrasz xD Sam koncert trochę kiepsko opisany, ale mam nadzieję, że wybaczycie ((; I straaaaaaasznie przepraszam, że tak dłuuuugo nic nie dodawałam ;/ Miałam kilka spraw do załatwienia...
Następny w wykonaniu Pani Horan

Pozdrawiam
Pani Tomlinson

czwartek, 17 maja 2012

Dziesiąty


 Mój sen przerwał jakiś dziki śpiew. Otworzyłam jedną powiekę i zobaczyłam mojego brata ubranego tylko w swoje bokserki z Supermenem. Śpiewał jakąś nie znaną mi piosenkę, stojąc przy tablicy. Swój wzrok przeniosłam na biały budzik. Była 7:05. Dłonią znalazłam poduszkę i rzuciłam w niego.
 - Ała! – spojrzał się na mnie z miną zbitego psa. – Za co?
 - Po pierwsze: fałszujesz, po drugie: bez pozwolenia wszedłeś do mojego pokoju, po trzecie: patrzysz się na tablicę, po czwarte: jest sobota, a mnie się nie budzi o 7:00!
 - Proszę o wybaczenie jest 7:05! – pokazał mi język.
 - Budzikiem chcesz dostać?
 - Wiesz co ? Ja chyba pójdę coś zjeść – pokazał na drzwi i ogromnym łukiem minął moje łóżko. – Nie zapomnij się spakować, bo o 12:00 wyjeżdżamy.
 - Spakować? Wyjeżdżamy? Ojciec znowu wymyślił jakąś wspólną „wycieczkę”. Możesz powiedzieć mu, że nie mam żadnej sukienki…
 - Jedziemy do Manchesteru! Zapomniałaś?
 - Cholera!
 Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do kalendarza, powieszonego na mojej tablicy. 14 wrzesień był otoczony czerwonym okręgiem i podpisany: Manchester z Sofią XD
 Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej moją czerwoną walizkę. Rzuciłam ją na łóżko i zaczęłam przeglądać moje ubrania. Co tutaj wybrać na dwa dni? Spojrzałam na swoją nową nietoperkę z flagą Anglii. Uśmiechnęłam się i wrzuciłam do torby. Muszę zapytać się Erica, czy ma tam żelazko.
 - No to jedną rzecz już mamy! – klasnęłam rękoma.
 - Frances? – do pokoju weszła moja mama, która już miała założony swój płaszcz. – Słońce, zjadłaś już śniadanie?
 - Jeszcze nie. – rzuciłam jeszcze do torby moje czerwone rurki. – Zaraz zejdę. Tak właściwie, gdzie ty jedziesz? Przecież miałaś mieć dzisiaj wolne.
 - Muszę jechać na plan, bo zadufanej w sobie aktorce nie podoba się tekst. Ugh! Co to za świat… Im więcej ludzie mają pieniędzy, tym bardziej są egoistyczni…
 - Na przykład tata. – minęłam ją w drzwiach.
 - Frances… - usłyszałam jej cichy szept, odwróciłam się i spojrzałam na nią. – On taki już jest… Nie zmienisz go… Ja próbowałam prawie dwadzieścia lat. On jest po prostu człowiekiem, dla którego pieniądze są na pierwszym miejscu. Wiesz o tym, że babcia też taka jest.
 - Tak, wiem. – uśmiechnęłam się. – Dobrze, że chociaż ty taka nie jesteś.
 Ta podeszła do mnie i pocałowała w czoło. Podniosła swoją torebkę i wyszła z domu. Ja po cichu weszłam do kuchni, gdzie przy blacie kuchennym stała Mariah. Młoda dziewczyna, która zajmuje się domem. Tak jak wcześniej powiedziałam, mój ojciec ma pieniądze, więc go stać na gospodynie. Mariah to bardzo zabawna dziewczyna, która studiuje w Londynie literaturę angielską.
 Usiadłam przy stoliku, gdzie siedział ojciec, popijający sobie poranną kawę i czytający gazetę. Spojrzałam na tytuł na pierwszej stronie, lecz nie potrafiłam go poprawnie przeczytać. Wszystkie te formułki związane z ekonomią były nie dla mnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na jajecznicę, którą właśnie przyniosła mi Mariah. Uśmiechnęłam się do niej w ramach podziękowania i zabrałam się za jedzenie.
 Do kuchni wszedł Eric, który do tej pory się nie ubrał. Podszedł do lodówki, nucąc pod nosem piosenkę „ Someone like you” – Adele. Spojrzałam na dziewczynę, która na widok mojego brata zaczerwieniła się ze śmiechu. Z kieszeni wyciągnęła swoją komórkę i zrobiła mu zdjęcie.
 - Uwaga, uwaga! Oto jedyne zdjęcie Erica Pirce w swoich wyjątkowych bokserkach z Supermenem. Sprzedam je jedynie za 100 funtów! – zaczęła machać telefonem.
 Mój brat słysząc dziewczynę, polał się mlekiem. Spojrzał na nią i odrobinę się zarumienił. Po chwili, kiedy dotarły do niego jej słowa spojrzał na nią jakby chciał ją zabić. Rzucił butelkę z mlekiem na blat i ruszył na nią. Ta szybko wybiegła z kuchni, biegnąc do salonu, a ten za nią.
 - Mariah! – usłyszałam głos ojca. – Nie płacę ci za to, żebyś się bawiła w kotka i myszkę z nim.
 - Mógłbyś kiedyś wyluzować. – spojrzałam na niego, za co on mnie obdarzył złowieszczym wzrokiem.
 - Wyluzować, tak? To ja mam pomysł. Ty idź się spakować, a ja się nad tym zastanowię. – wstał od stołu. – O 11:00 chcę cię tutaj widzieć spakowaną.
 - Dlaczego?
 - Ja odwożę was na lotnisko. – pokazał mi uśmiech numer 2. Czasem żałuję, że nie może on się tak wiecznie uśmiechać.
 Poszłam do swojego pokoju. Do walizki wrzuciłam jeszcze kilka ubrań oraz moją beżową, koronkową sukienkę. Spakowałam jeszcze kilka kosmetyków i wzięłam się za zapinanie walizki. No, ale oczywiście nie umiałam jej zapiąć. Wyszłam na korytarz i na cały głos krzyknęłam: Pomocy!
 Pierwsza do pokoju wpadła Mariah, która przerażona była moim krzykiem.
 - Co się stało?
 - Pomożesz? – pokazałam głową na moją walizkę.
 - Frances! – do pokoju wpadł Eric, który zdążył już założyć spodnie. – Co się stało?
 - Nic. – uśmiechnęłam się do niego. – Mariah mi pomoże.
 - Tutaj jesteś! – pokazał na nią palcem. – Poproszę o twój telefon?
 - 604…
 - Mariah! – podszedł bliżej dziewczyny.
 - Dobra zaraz ci dam, tylko pomogę Frances.
 Pokazała mi, żebym usiadła na walizce. Tak też zrobiłam, ona zaś powoli zapinała zamek. Popatrzyłam na Erica, który cały czas na nią patrzył. Odkąd Mariah tutaj pracuje, czyli jakieś 3 lata oni zawsze sobie dokuczają. Zerknęłam jeszcze raz na dziewczynę i zauważyłam jak podrzuciła mi do walizki swój telefon. Spojrzała na mnie i puściła mi oczko.
 - Gotowe. – klasnęła ręce i odwróciła się do mojego brata. – Właśnie przypomniało mi się, że wasz… znaczy się ojciec Frances kazał mi zrobić kanapki dla was.
 - Najpierw komórka. – wystawił swoją dłoń.
 - Co pan mówi?! – zaczęła udawać, że ktoś ją woła. – Wybacz Eric, ja muszę już iść. Porozmawiamy jak wrócisz z Manchesteru.
 Wybiegła z pokoju. Ja się uśmiechnęłam do brata i podeszłam do laptopa, żeby sprawdzić pocztę. Dostałam e-maila od… Zayna? Ciekawe skąd on ma mój adres?
Hej. Nie wiem, czy pamiętasz mnie, ale to ja uratowałem Ci życie dwa tygodnie temu (: Nie dawno zobaczyłem Cię w naszej szkole, a nie miałem okazji z Tobą porozmawiać. Teraz jestem zajęty, ale czy moglibyśmy się spotkać za tydzień w Milkshake City? Muszę poprosić Cię o pomoc (:
Pozdrawiam,
Zayn. 

Hmm.. Ciekawe o co mu chodzi.
Szybko mu odpisałam, że mi pasuje i wyłączyłam komputer. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest 10:53. Podbiegłam do mojej walizki i delikatnie rozsunęłam zamek, wyjmując z niej telefon Mariah. Schowałam go do kieszeni i razem z moim bagażem zeszłam na dół. Oczywiście Eric cały czas męczył dziewczynę, żeby oddała mu swoją komórkę, a ona z udawanym przerażeniem przeszukiwała swoją torebkę.
 - Nareszcie jesteś…-usłyszałam swojego ojca. – Bierz swoje walizki. Eric rusz się i pomóż swojej siostrze.
 Tata minął mnie w drzwiach i poszedł w kierunku swojego samochodu. Spojrzałam na brata, który był nie zadowolony z myśli, że on będzie musiał nas zawieść. Ojciec nigdy do Erica nie powiedział Synu. Zawsze traktował go jak obcego w rodzinie. Kiedy byłam mniejsza widziałam jak chłopak chował się po kątach i płakał z tego powodu.
 - Człowieku wyjeżdżasz na rok? – z zamyślenia wyrwał mnie jęk chłopaka, który podniósł moją walizkę. – Wiem, co ci kupię na gwiazdkę.
 - Co?
 - Duuuużo mniejszą walizkę. – uśmiechnął się i wyszedł na zewnątrz.
 Podeszłam do Mariah i podałam jej komórkę, za co obdarowała mnie swoim uśmiechem. Szkoda było mi ją zostawiać na te kilka dni z moim ojcem. Nie wiem jak ona wytrzymuje te jego ciągłe narzekanie. Przytuliłam się do niej mocno na pożegnanie, odebrałam kanapki na drogę i wyszłam z domu.
 Pod dom Sofii jechaliśmy jakieś dziesięć minut. Był on bardzo piękny, chociaż nie tak wielki jak mój. Chwilę później ujrzałam moją przyjaciółkę z walizką. Eric wyszedł z auta i pomógł jej schować bagaż do auta.
 - Dzień dobry panu i cześć. – przywitała się z nami, wsiadając do auta.
 - Nie wiem, czy taki dobry – odpowiedział oschle mój tata.- Zamiast posiedzieć w domu muszę odwieść jakieś dzieciory na lotnisko…
- Zamknij się i jedź! – do samochodu wszedł Eric.
 Popatrzyłam się na Sofię i uśmiechnęłam przepraszająco. Nigdy nie pomyślałabym, że mojego ojca stać na takie zachowanie wobec moich przyjaciół. Oparłam czoło o szybę i poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Może mama ma rację,  nie da się go zmienić. Może tak już będzie zawsze… Szkoda, że pieniądze i władza tak niszczą człowieka.
 Po paru minutach byliśmy już na lotnisku. Szybko zabraliśmy swoje bagaże. Chciałam się jeszcze pożegnać z tatą, ale on już pojechał. Wystarczył mu jeden dzień, żeby dobić moje uczucia do niego. Weszliśmy na pokład, gdzie spędziłam około pół godziny. Po jakimś czasie znowu stałam na lotnisku, ale tym razem w Manchesterze.
 - Guuuten Taaaag! – usłyszałam jakiegoś chłopaka, który trzymał w ręku tabliczkę z napisem: Ich mag zum Schlafen.
 - Franek! – Eric szybko do niego podszedł i przybił mu piątkę- Widzę, że wziąłeś się za naukę języka.
 - Chciałem się tylko popisać przed twoją siostrą oraz… my się nie znamy! Jestem Franek Stachursky, najlepszy przyjaciel tego ciołka. – wskazał na Erica.
 - Sofia Collins, przyjaciółka siostry tego ciołka.
 - Franek…! – braciszek spojrzał na chłopaka, który przypomniał aniołka. Nie wierzę, że go nie poznałam. Przecież tylko on ma takie urocze blond, kręcone włosy oraz te słodkie dołeczki.
 - Ze mną się nie przywitasz? – popatrzył na mnie.
 - Przepraszam. Aniołku, twoja uroda mnie olśniła. – uśmiechnęłam się.
 - Mnie też, za każdym razem, kiedy patrzę w lustro.
 Franek pomógł nam z bagażami. Dzięki temu szybko dotarliśmy do ich mieszkania. Nie było wielkie, ale jak na cztery osoby było w sam raz. Razem z Sofią poszłyśmy do „mojego” pokoju, który jak mnie nie ma służy chłopakom, a w szczególności Frankowi do zapraszania dziewczyn, ponieważ w jego pokoju jest taki bajzel, że wstyd byłoby pokazywać go dziewczynom. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na ścianie zostały powieszone nasze wspólne zdjęcia z wycieczki po Paryżu. Oczywiście na większości jestem ja i Franek w roli głównej, gdzie strzelamy najróżniejsze miny.
 - Ile lat się znacie? – usłyszałam Sofie, która też przeglądała zdjęcia.
 - Nie wiem, może z jakieś 5 lat. Mój brat miał tutaj mieszkać sam, ale nikt nie chciał dzielić mieszkania z Frankiem, bo uważali, że Polakom ufać nie wolno, więc Eric się wkurzył i wygarnął im, a jego przygarnął. Po miesiącu już żałował, bo chłopak mógł gadać bez przerwy.
 - Już wiem, dlaczego ma takie dziwne nazwisko! – pokazała swoje ząbki. – Frances?
 - Hmm…? – wzięłam się za rozpakowanie mojej torby.
 - Jak myślisz znajdzie się tutaj jakieś Milkshake City?
 - Wiesz, co? Myślę, że tak! Ja chyba nawet wiem, gdzie szukać.
 Szybko złapałam Sofię za rękę i powiedziałam chłopakom, gdzie idziemy. Oczywiście, jak wyszłyśmy na klatkę zwolniłyśmy tempo. Przyjaciółce bardzo się podobał Manchester. Ja, kiedy przyjechałam tutaj pierwszy raz to robiłam wszystkim budynkom zdjęcia. Pamiętam jeszcze jak Matt, który tutaj przyjechał ze mną się wkurzył się i zabrał mi aparat. Przez cały nasz pobyt mówił mi, ze go wyrzucił na co się na niego obraziłam, ale w drodze powrotnej oddał mi go razem ze wszystkimi zdjęciami…
 - Frances! – Sofia mnie szturchnęła, więc musiałam się zamyślić. – To chyba tutaj.
 Pokiwałam głową i weszłyśmy do środka. Na całe szczęście lokal nie był pełny. Podeszłyśmy do kasy i zamówiłyśmy sobie dwa shake. Usiadłyśmy do stolika i zaczęłyśmy rozmawiać. Po jakimś czasie odwróciłam głowę, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu i znowu ujrzałam Jego. Chłopak w czerwonych rurkach oraz białej bluzce w paski. Dugnęłam Sofię i pokazałam na chłopaka, który nie zwracał na nikogo uwagi.
 - To znowu on… - szepnęła.
 - Mam wrażenie, że on jest po prostu dodatkiem Milkshake City… - uśmiechnęłam się. – Idź z nim pogadać.
 - Co? Dlaczego niby?
 - Nie pamiętasz jak na ciebie spojrzał? – uniosłam swoją brew.
 - Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł…



Kochane! Ja niestety, nie nauczyłam się tak jak kochana Pani Tomlinson i uważam, że ten rozdział jest do bani. Chociaż jestem zadowolona z dwóch rzeczy a raczej osób! Franek i Mariah. (: Dziękujemy Wam za wszystkie komentarze. Jesteście kochane <3
Następny rozdział należy do Pani Tomlinson.

Pozdrawiam,

sobota, 12 maja 2012

Dziewiąty

Wróciłam do domu i pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam się na wygodną kanapę. Pierwszy dzień w szkole. To jakaś męka. Okazało się, że chodzę do jednej klasy razem z tymi dziewczynami, na które wpadłam po wyjściu z sekretariatu. Jakiś koszmar. Plusem jest to, że jak Harry, który chyba wziął sobie za zadania podnosić mnie z podłogi, też jest w mojej klasie. Najlepszą rzeczą w całym dniu, był pomysł Frances. Przyszedł do klasy jakiś mulat i powiedział, że jestem wzywana. Po drodze dziękowałam mu z dziesięć razy, bo wybawił mnie z chemii, której nienawidzę. Dowiedziałam się, że ma na imię Zayn i jest w klasie wyżej. W kilka minut, które zajęło nam pokonanie drogi na salę, polubiłam go. Gdy dojrzałam w pomieszczeniu Frances, już wiedziałam, że z jakiegokolwiek powodu mnie wezwano, to jest jej sprawka. Kiedy już dowiedziałam się co mam robić, szczerze ucieszyłam się. Miałam w końcu okazję pokazać swój talent i być może zaistnieć w tej szkole. Inną rzeczą, że będę występowała w jakimś musicalu. Frances będzie musiała mi pomóc grać, w końcu na tym się zna. Wybrałam numer przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo? - usłyszałam po drugiej stronie jej głos.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję ! - krzyknęłam na całe gardło i zaśmiałam się wesoło.
-Chcesz żebym ogłuchła ?! Nie masz za co dziękować, po prostu ratujesz nam życie. No i może oszczędzisz wizytę u laryngologa, ta laska przed Tobą śpiewała okropnie !
-Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Słuchaj, nie wiesz może do jakiego musicalu mnie wkręciła Clark?
-Yyy... Nie jestem pewna, ale obiło mi się o uszy, że chyba ,,Grease". Kojarzysz ?
-No jasne ! Oglądałam nawet kilka razy. A kiedy wasza premiera ?
-Za miesiąc, chyba 12 października.
-Proszę o rezerwację na pierwszy rząd.
-Taa jasne. Ja kończę, bo Eric czeka z obiadem. Pa.
-Pa. - rozłączyłam się i uśmiechnęłam. ,,Grease". Świetny musical. Mam nadzieję, że Frances też w nim zagra. Poszłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Po posiłku usiadłam przed telewizorem i szukałam jakiegoś fajnego programu. Wszędzie tylko jakieś reklamy i głupkowate seriale w których mąż zdradza żonę z teściową. Wyłączyłam pudło i postanowiłam, że odrobię lekcję. Pokażę, że jestem pilną uczennicą. Zaczęłam od matematyki, a później wzięłam się za znienawidzoną przeze mnie chemię. Próbowałam wbić sobie coś do głowy przez ponad 3 godziny. Rzuciłam książkę w kąt i rzuciłam na łóżko. - Jestem do bani. - powiedziałam sama do siebie i zakryłam twarz poduszką. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Może to mnie jakimś cudem oświeci i obroni przed pałą. Ostatnią zrobiła fizykę. Uwielbiałam ten przedmiot. Zawsze sobie z nim radziłam i rozumiałam, gdy inni mieli tyły. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 20:57. - O cholerka. - wrzuciłam wszystkie podręczniki i zeszyty luźno do torby i nagle usłyszałam dzwonek. Czyżby rodzice zapomnieli swoich kluczy. Otworzyłam drzwi i nie zobaczyłam za nimi nikogo innego, jak samego Harr'ego Styles'a. - Proszę proszę, kogo my tu mamy. - skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o framugę drzwi.
-Cześć gapo. Mam prośbę. Jutro jest sprawdzian z fizyki, a ja nic nie kumam. Wiem, że już późno, ale znajdziesz 10 minut, aby mi coś wytłumaczyć ? - zapytał z uśmiechem pokazując przy tym wszystkie swoje ząbki.
-Hmm... Ok, jeśli powiesz mi skąd masz mój adres.
-Mam kontakty. - odparł zagadkowo i poruszał śmiesznie brwiami. Przewróciłam oczami i zrobiłam mojego ,,gościowi" miejsce.
-Wchodź. Napijesz się czegoś ? - zapytałam jako wychowana gospodyni.
-Jeśli to pomoże przy nauce, to czemu nie.
Poszliśmy do kuchni, a ja nalałam nam dwie szklanki soku i podawszy mu jedną, ruszyłam schodami w górę, a chłopak za mną.
-Dopiero się wprowadziłam, wiec przepraszam za bałagan.
-Spoko. U mnie w domu nie widać podłogi. - odparł szczerząc się.
-Co to znaczy ?
-No to wina Louisa. On tak bałagani, że wszędzie są ciuchy i nawet nie wiem, czy w jego pokoju ją położone kafelki, dywan czy drewno.
Zaśmiałam się głośno i otworzyłam drzwi od swojego pokoju, wchodząc pierwsza.
-No to nieźle. A Louis to twój brat ? - zapytałam siadając na łóżku. ten zaciekawił się zdjęciami na półce.
-Nie. Kumpel. Mieszkam z czwórką przyjaciół.
-Serio ? - zapytałam unosząc brwi, a ten pokiwał głową. - Pozazdrościć.
-To ty? - zapytał pokazując zdjęcie, na którym znajdowała się mała dziewczynka, na grzbiecie wielkiego słonia.
-Tak. - odparłam chichocząc. - Miałam wtedy jakieś 6 lat.
-Super. To skąd ty w ogóle jesteś ? - zapytał biorąc zdjęcie do ręki i siadając na krześle na przeciwko mnie.
-Z Camden'y. Takie małe miasteczko w Australii.
-Serio ? - zapytał nie ukrywając zdziwienia, a ja pokiwałam głową. - Byłem w Australii. Piękne miejsce.
-Tak to prawda. Malownicze i spokojne. - odparłam rozmarzona, ale po chwili pokręciłam głową wracając do żywych. - Ale już koniec o mnie. Bierzmy się za tą fizykę.
Chłopak skrzywił się, ale posłusznie usiadł na łóżku, a ja wyjęłam z torby książkę i notatki.
-Pierwsza zasada termodynamiki. - rzuciłam hasło po godzinie wkuwania, a chłopak wyprostował się i zaczął recytować.
-Zmiana energii wewnętrznej ciała jest równa sumie algebraicznej ciepła wymienionego między ciałem, a obliczeniem pracy wykonanej przez to ciało lub przez siłę zewnętrzną delta.
-Yeah ! Świetnie ! Piątka. - przybiłam w nim dłonie i uśmiechnęłam się dumna z tego co osiągnęliśmy.
-Ty na prawdę świetnie uczysz. Ale ja już się będę zbierał, bo miałem posiedzieć chwilkę, a zeszła ponad godzina. - oznajmił i podniósł się z miejsca, a ja powędrowałam za nim na dół. - Dziękuję ci bardzo. Obiecuję, że się odwdzięczę. - dodał i puścił mi oczko, otwierając drzwi.
-Nie dziękuj. Jestem ciekawa co jeszcze zrozumiałeś i czy do jutra zapamiętasz.
-To na pewno. Dobranoc. - posłał mi jeden ze swoich uśmiechów i zamknął za sobą drzwi. Pobiegłam do swojej łazienki i wzięłam szybki prysznic. Położyłam się do łóżka i wycieńczona padłam po chwili.

Następnego dnia znów obudził mnie ten denerwujący budzik. Ileż można dzwonić? Pozbyłam się natręctwa i przewróciłam na drugi bok. Leżałam tak chwilkę, ale oprzytomniając podniosłam się leniwie i spojrzałam na zegarek. Miałam już opóźnienie, wiec podeszłam do okna i spojrzałam przez okno. Było szaro i padał deszcz. Skrzywiłam się i otworzyłam szafę z której wyjęłam carne spodnie, biały t-shirt i dużą żółtą bluzkę z kreskówką gąbki na środku, którą ja cały czas nazywałam serem. Poszłam do łazienki i wykonałam poranną toaletę oraz nałożyłam na siebie wybrane ciuchy. Pościeliłam łóżko i chwyciłam torbę. Zbiegłam na dół, a rodziców już nie było. Po prostu świetnie. Nigdy ich nie ma. Dosłownie. Ale nie zamierzałam się tym przejmować. W końcu miałam Frances. Zjadłam pospiesznie płatki z mlekiem i schowałam brudne naczynia do zlewu. Zawiązałam granatowe skate i wyszłam z domu. Nałożyłam kaptur na głowę i doszłam do szkoły po 10 minutach. Usłyszałam dźwięk dzwonka gdy tylko przekroczyłam próg klasy. Pierwszą miałam chemię. Szlag ! Pobiegłam na wyższe piętro gdzie była klasa, po drodze oczywiście potrącając kilkanaście osób. Wbiegłam do klasy, ale na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Zajęłam swoje miejsce przy oknie i dopiero zdjęłam kaptur z głowy. Spojrzałam w stronę klasy. Styles siedział w ławce, na której dumnie usadowiło się te blond czupiradło i razem z dwoma przyjaciółkami próbowała go jakoś poderwać, dotykając jego włosów i policzków. Jego mina jednak mówiła ,,weźcie ją albo się zastrzelę". Zachichotałam i przeniosłam wzrok na okno. Do klasy wkroczył pan Stevenson. Wzdrygnęłam się i starałam całą lekcję nie odzywać. Nagle dostałam kulką papieru, gdy nauczyciel pisał jakieś równanie na tablicy. Spojrzałam po klasie i zauważyłam głupkowaty uśmieszek na twarzy Harrego. Rozwinęłam kartkę starając się nie robić szelestu i przeczytałam. ,,Jednak ten Stevenson nie jest taki zły. A już chciałem popełniać samobójstwo". Próbowałam się powstrzymać od śmiechu, ale niestety wydałam z siebie krótki chichot.
-Panno Collins ! Co pannę tak śmieszy? - zwrócił się do mnie Stevenson, a ja od razu zamarłam.
-Nic takiego proszę pana. - odparłam ze strachem w oczach. No to już po mnie.
-A co to takiego? - zapytał podnosząc kartkę w górę. - Kto to napisał?
-To moje. - powiedziałam, ale ten posłał mi tylko mordercze spojrzenie. Nie wierzył mi. Po prostu super.
-Moje proszę pana. - odezwał się Harry, unosząc rękę do góry, a cała klasa przeniosła wzrok na niego.
-Hmm... Panie Styles. Skoro bardzo odpowiada panu towarzystwo młodej damy to proszę bardzo, spotkacie się w kozie, RAZEM, dziś, po lekcjach. - ogłosił posyłając nam spojrzenia, a ja westchnęłam.
-Ale ja nie mogę, bo mam...
-Jeszcze ma pan coś do powiedzenia ?
-Yyy... Nie. - odparł nie chcąc wpadać jeszcze bardziej.
-To bardzo proszę o ciszę.
Po dzwonku spakowałam się jak najszybciej i opuściłam klasę.
-Sofia ! - usłyszałam za sobą głos, a już po chwili ten ktoś pociągnął mnie za ramię. - Przepraszam, tak wyszło. Nie chciałem. - chłopak zrobił smutne oczy. Widziałam, było mu wstyd.
-Nie martw się. W każdym razie już jesteś mi dłużny co do dwóch rzeczy. - odparłam i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu Frances.
-Nie zapomnij, że zbierałem Cię z podłogi ! - krzyknął, a ja tylko machnęłam rękom i dalej wzrokiem, próbowałam znaleźć przyjaciółkę, aby opowiedzieć jej o wszystkim.


Haha ! Nie no nie będę narzekać, chociaż przydałoby się. Znów będziecie wyzywać, że więcej pewności siebie itd. więc skromnie powiem, że jest świetnie :D Teraz pasuje ? Dziękujemy bardzo za wszystkie komentarze, wejścia, obserwujących itd. itp. itf. Jesteście najlepsi <3 Następny rozdział od naszej ulubionej Pani Horan
Pozdrawiam
Pani Tomlinson

poniedziałek, 7 maja 2012

Ósmy


 Jak ja nie lubię szkoły. Znowu mam dzisiaj chemię. No i jeszcze ta durna próba. Ile dałabym za to, żeby Clark się rozchorowała. Kiedy weszłam na piętro, zobaczyłam Sofię, która zbierała się z podłogi. Pomagał jej w tym Harry. Chłopak też gra w szkolnym przedstawieniu. Właśnie! Jestem na niego wkurzona. Nie było go na sobotniej próbie, ale Clark mu to wybaczyła, bo poinformował ją o tym wcześniej. Poczekałam chwilę aż odszedł i poszłam do niej.
 - Hej! Jak ci się podoba nasza szkoła? - zapytałam, podchodząc do mojej szafki.
 - Jest ogromna! - oparła się o ścianę i spojrzała w swój plan lekcji. - Mam się martwić, że mam teraz matematykę?
 - Zależy z kim. - z szafki wyciągnęłam podręcznik do hiszpańskiego, który mam za godzinę.
 - John Roberts.
 Zamknęłam szafkę i spojrzałam na przyjaciółkę. Ona dopiero co przeniosła się do mojej szkoły, a już trafiła na najlepszego matematyka.
 - Czy twoja mina ma znaczyć, że nie? - uniosła jedną brew, a ja pokiwałam głową. - Przynajmniej jakiś dobry początek.
 - Lewis! - usłyszałam czyjś głos, odwróciłam się i zobaczyłam Moor'a trzymającego całą zgrzewkę soków.
 Dobry ruch! Przechytrzył mnie i wykupił wszystkie soczki przede mną. No dobra! Uśmiech numer pięć, czyli chytry uśmieszek. Wystarczy jeszcze przerzucić włosy za plecy i minąć nauczyciela jakby nigdy nic.
 - Odwrócił się? - spytałam cicho Sofii.
 - Tak, a jego mina bezcenna. - uśmiechnęła się. - Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tymi soczkami?
 - W naszej szkole tylko trzy osoby lubią smak truskawkowo-bananowy, ja, Moor i jakiś chłopak z ostatniej, dlatego dyrektor kazał w sklepiku zamawiać tego mniej. Więc każdego dnia tamten chłopak wykupi większość towaru, a ja żeby zrobić na złość Moor'owi wykupuję resztę. Widok jak się denerwuje jest bezcenny. - zadzwonił dzwonek. - Dobra, ja lecę, bo mam...- spojrzałam na mój plan lekcji- To jakiś żart? Mam teraz muzykę z Moor'em? Ugh! Za jakie grzechy!
 - Będzie dobrze! - uśmiechnęła się i przytuliła mnie na pożegnanie.
 Ruszyłam w kierunku klasy, ale w połowie drogi usłyszałam dzwonek. Teraz już wiedziałam, że Moor się mnie uczepi. Kiedy wbiegłam do klasy, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Razem z nim upadłam na ziemię. Najpierw rozejrzałam się po klasie, czy jest już nauczyciel, a potem spojrzałam na moją ofiarę. Był to chłopak z ostatniej klasy o ciemnych oczach i lekko pokręconych włosach.
 - Przepraszam. – uśmiechnęłam się przepraszająco i wstałam.
 - Nic się nie stało. – on też się podniósł.                                                                                               
 Do klasy wszedł uśmiechnięty nauczyciel. Postawił zgrzewkę soczków na biurku, poprawił swoją koszulę i spojrzał na chłopaka.
- Payne! Ty nie w klasie?
- Panna Clark mnie posłała po Evans i Lewis. – słysząc moje nazwisko w tym samym zdaniu, co Clark przeszły mnie dreszcze.
 - Evans! – nauczyciel zaczął się drzeć.
 - Jestem, nie musi pan krzyczeć. – odezwała się dziewczyna o blond włosach i niebieskich oczach, która gra Kopciuszka. Wstała od  swojej ławki i podeszła do mnie ze swoim uśmieszkiem, nachyliła mi się nad uchem i szepnęła – Na pewno teraz chce cię wyrzucić, a mi powiedzieć, że ma dla mnie kolejną rolę, główną rolę! – powiedziała i wyszła z sali.
 Spojrzałam na Moor’a, który najwidoczniej nic nie słyszał i tylko patrzył na swoje soczki. Ruszyłam ramionami i poszłam za chłopakiem, ale nim wyszłam z Sali to jeszcze raz spojrzałam się na nauczyciela. Odszedł on biurka, więc wykorzystałam okazję, złapałam dwie butelki i wybiegłam na korytarz, słysząc jak głośno wymawia moje nazwisko.
 - Chcesz jednego? – zapytałam ciemnookiego.
 - Nie, dzięki. – uśmiechnął się. – Posłuchaj nie przejmuj się tym, co powiedziała tamta dziewczyna. Clark jest w dobrym humorze i na pewno nie chce cię wylać.
 - Słyszałeś ją? – ten pokiwał głową. – No to przynajmniej teraz ktoś wie jaka ona tak naprawdę jest. Tak w ogóle, jestem Frances.
 - Liam.
 Doszliśmy do auli, gdzie na fotelach siedziała ostatnia klasa, która powinna mieć teraz lekcje z Clark. Najwidoczniej mieli wolne, bo część grała sobie na komórkach, część rozmawiała półszeptem, a inni czytali jakieś swoje magazyny. Spojrzałam na scenę, gdzie stali aktorzy do przedstawienia „ Kopciuszek”. Spokojnie weszłam na nią i stanęłam obok blondyna, który na mój widok uśmiechnął się.
 - Lewis, dłużej się nie dało? – usłyszałam znowu Clark.
 - Przepraszam, ale pan Moor poprosił mnie, żebym poczęstowała się jego soczkami, a dobrze pani wie, że nie lubi jak ktoś mu odmawia. – uśmiechnęłam się do niej. – Tak przy okazji ktoś chce jednego? – podniosłam do góry butelkę.
 - Ej! Mój ulubiony! – niebieskooki wziął ode mnie go i z uśmiechem na twarzy się napił. Zauważył jak się wszyscy na niego patrzą i odłożył butelkę na bok. – No co? Jakiś idiota wykupił dzisiaj cały zapas w sklepiku.
 Zaczęłam się chichrać pod nosem. No proszę! Teraz już wiem, kto wykupuje większość zapasów przede mną. Lepiej mu nie powiem, że tym idiotą, który obrabował dzisiaj sklepik jest jego nauczyciel muzyki. Kiedy się uspokoiłam spojrzałam na Clark, która przewróciła oczami.
 - No dobrze! Koniec wygłupów. – Clark podeszła do fortepianu skąd wzięła kilka kartek. – Potrzebujemy jakiejś dziewczyny, która zaśpiewa nam. Evans umiesz śpiewać?
 - Yyy…- dziewczyna zrobiła się czerwona. – Oczywiście.
 - To masz tutaj tekst i mikrofon.
 Dziewczyna niechętnie wzięła mikrofon. Clark podeszła do fortepianu i zaczęła grać pierwsze nutki „A Dream Is A Wish Your Heart Makes”. Patrzyłam na dziewczynę z satysfakcją, ponieważ cała się trzęsła jak galareta. Wydała z siebie pierwsze głosy. Muszę przyznać, że ja sama lepiej śpiewam. Zatkałam swoje uszy jak większość osób na Sali. Spojrzałam na bok, gdzie stał ten chłopak z loczkami, którego widziałam razem z Sofią. Właśnie! Sofia! Szybko podbiegłam do nauczycielki, która już też miała dosyć tego fałszowania.
 - Mam propozycję.
 - Ty? Jaką?
 - Znam osobę, która może zaśpiewać. Chociaż dziwne, że pani nie wie kogo tutaj wybrać, kiedy w szkole mamy klasę muzy..- widząc jej wzrok umilkłam. – Moim zdaniem do tej piosenki nada się Sofia Collins.
 - Collins, Collins… Nie znam. Nowa? – pokiwałam głową. – No dobrze. Lia… Albo nie, Zayn! Idź po niejaką Collins!
 Spojrzałam w kierunku schodów, po których właśnie szedł ten chłopak, który mnie w sobotę uratował. Nie wiedziałam, że chodzi do tej szkoły. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przynajmniej będę miała okazję odwdzięczyć się. Spojrzałam w stronę aktorów, którzy właśnie powtarzali swoje teksty. Zauważyłam, że Niall cały czas zerka w moją stronę. Wzięłam swój sok i podeszłam do niego.
 - Cześć. – uśmiechnęłam się. – Co tam słychać?
 - Hej! – na jego twarzy pojawił się słodki uśmieszek. – Wszystko jak w najlepszym porządku od czasu, kiedy mi przyniosłaś ten soczek. Mało kto lubi je…
 Do auli weszła Sofia razem z ciemnookim. Była trochę przerażona, ale jak mnie zobaczyła to od razu się uśmiechnęła. Weszła na scenę i podbiegła do mnie.
 - Dlaczego miałam tutaj przy…- przerwała jej nie kto inny a Clark.
 - Panno Collins, mam propozycję dla ciebie. – poprawiła swoje okulary i kontynuowała. – Zaśpiewa pani w moim przedstawieniu, a ja załatwię ci główną rolę w musicalu Moor’a, który jest zaplanowany na listopad. Co ty na to?
 - Yyy… nie wiem, co powiedzieć.
 - Wystarczy, że zaśpiewasz. – na twarzy nauczycielki pojawił się uśmiech. No to Sofia ma szczęście lub też nie, ale Clark ją polubiła.
 Dziewczyna wzięła mikrofon oraz tekst i wyszła na środek. Ona w odróżnieniu do Evans nie bała się tego, co stanie się za chwilę. Clark znowu zaczęła grać na fortepianie, a z ust mojej przyjaciółki wypłynął piękny głos. Tym razem mogłam skupić się na słowach piosenki. Lekko bujałam się w rytm piosenki. Po jakimś czasie usłyszałam oklaski. Uśmiechnęłam się i podeszłam do Sofii.
 - Byłaś genialna. – powiedziałam.
 - Dziękuję, ale niech zgadnę to ty mnie w to wkręciłaś?
 - Ładna pogoda, nie? – spojrzałam na sufit, ale po chwili ja i Sofia zaczęłyśmy się śmiać.
 Wróciłam właśnie do domu. Rzuciłam swoją torbę na łóżko i spojrzałam na tablicę. Podeszłam tam i ściągnęłam zdjęcie, gdzie byłam z moim przyjacielem.
 - Matt, dziękuję, że zesłałeś mi Sofię… - usiadłam na łóżku. – Wiem, że to ty! Wiem, że ty ją wysłałeś tutaj, żebym nie była już sama. – po moich policzkach popłynęły łzy. – Udało ci się! Kocham już ją tak jak ciebie. Polubiłbyś ją wiesz… Ona jest podobna do ciebie… Chociaż dużo lepiej śpiewa. Tęsknię…
 - Frances kolacja! – usłyszałam głos mojego brata.
 - Muszę już iść, ale wiedz, że kocham cię. – pocałowałam zdjęcie i odłożyłam je na miejsce.   




Zamiast to podratować, to utopiłam xq To jest efekt braku weny, pisanie o jakiś soczkach xq No dobra przyrzekam, że się następnym razem poprawię. Razem z panią Tomlinson dziękuję za prawie 5 tys. wejść i za wszystkie komentarze. Dobrze wiedzieć, że ktoś czyta nasze wspólne "dziecko" (: Jeszcze raz bardzo Wam wszystkim dziękujemy i liczymy na następne.

piątek, 4 maja 2012

Siódmy

Frances pobiegła na próbę lekko wystraszona. Ale na pewno sobie poradzi i nie dostanie jakiejś kary czy coś. Nie znam tutejszych nauczycieli, nie wiem co robią, gdy ktoś nie wykonuje poleceń. Dokończyłam lody i postanowiłam sama dokończyć zakupy. Poszłam do pierwszego lepszego sklepu. Ściany w ciemnych kolorach, hip-hopowa muzyka... Dokładnie wiedziałam, że znajdę tu coś dla siebie. Zawsze miałam odmienny styl. Wolałam luźne rzeczy i przede wszystkim, kolorowe. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to czerwone vansy. Leżała tylko jedna para. Od dawna głosiłam jedną zasadę ,,Jeśli ostatnia para i mój rozmiar, to jakiś znak". Tak samo zrobiłam i teraz. Spojrzałam na podeszwę buta. Uśmiechnęłam się szeroko widząc mój numer. Przymierzyłam buty i zaklaskałam w ręce. Leżały idealnie. Dalej powędrowałam w poszukiwaniu ciuchów. Kupiłam kilka bluzek różnych kolorów, dwie bluzy przez głowę i kilka par jeans'ów. Za wszystko zapłaciłam i opuściłam sklep. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 20:30. Muszę przyznać, że czas dość szybko mijał. Westchnęłam i obładowana pakunkami ruszyłam w stronę wyjścia. Niestety nie zauważyłam znaku i weszłam wprost na świeżo umytą podłogę. Jako, że jestem okropną niezdarą, oczywiście poślizgnęłam się i runęłam z hukiem na ziemię.
-Auć. - jęknęłam, gdy upadłam na moją kość ogonową. - Teraz już nigdy nie usiądę. - zamiast się podnieść westchnęłam głęboko, wpatrując się głupkowato w lampę zawieszoną na suficie. Ktoś niestety zakrył mi światło swoim ciałem.
-Dobrze się czujesz ? - zapytał mnie bardzo przyjemny głos jakiegoś chłopaka.
-Nie. Tylko umarłam, nic wielkiego. - odparłam z sarkazmem. Chłopak podał mi rękę, a ja pochwyciłam ją i podniosłam się. - Dziękuję. - odparłam otrzepując się. Teraz dopiero spojrzałam na chłopaka. Miał śliczne loczki, głębokie zielone oczy no i zniewalający uśmiech. Bałam się, że zaraz język zacznie mi się plątać, więc pospiesznie spuściłam wzrok i zaczęłam zbierać wszystkie pakunki, które wypadły mi z rąk. Nieznajomy pomógł mi. - Dziękuję. - powtórzyłam głupkowato i posłałam mu delikatny uśmiech.
-Nie ma za co. Po prostu następnym razem uważaj, gdy ktoś będzie robił zamach na twoje życie. - odpowiedział i zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Będę pamiętać. Trzymaj się. Cześć. - rzuciłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Możliwe, że do zobaczenia. Nigdy nie wiadomo, kto będzie Cię musiał zbierać z podłogi. - odparł, a ja nie odwracając się, zaśmiałam się jak małe dziecko i ruszyłam w stronę domu. Chłopak był na prawdę miły. Nigdy nikt mi nie pomagał. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Bez wyjątków. A teraz było inaczej. Mimo feralnego upadku, dzień uważałam za bardzo udany. Może rzeczywiście Anglia miała odmienić moje życie? Przypomniał mi się też chłopak z Milkshake City. Frances mówiła, że patrzył się na mnie. Też to zaważyłam, ale to przecież nic takiego prawda?
Otworzyłam drzwi od domu w którym o dziwo byli już rodzice.
-Cześć! - krzyknęłam w zostawiając pakunki przy wejście, podążyłam do kuchni na kolację.
-Gdzie byłaś ? - zapytała mama gdy tylko odnalazła mnie wzrokiem.
-Z przyjaciółką na zakupach. - odparłam sucho i otworzyłam lodówkę z której wyjęłam biały ser.
-I jak? Podobało się ? - zapytała popijając gorącą herbatkę. Ja wzruszyłam tylko ramionami i ugryzłam kanapkę.
-Z Frances zawsze jest świetnie. Ona na prawdę mnie rozumie i umie wysłuchać. Cieszę się, że się przeprowadziliśmy. - uśmiechnęłam się do rodzicielki, a ta to odwzajemniła.
-Jutro masz pierwszy dzień szkoły, pamiętasz ? - zapytała unosząc jedną brew, a ja jęknęłam.
-Muszę iść ?
-Młoda panno, nawet nie dopuszczam do moich myśli innej opcji. Poradzisz sobie prawda ?
-Jak zawsze - odparłam sucho i łapiąc wszystkie pakunki z zakupami, ruszyłam po schodach w górę. - Dobranoc. - rzuciłam jeszcze na odchodne i zamknęłam się w pokoju. Ugh... szkoła. Nie chciałam tam iść. Nie wiedziałam jak dam radę. Co prawda miałam Frances, ale nie będziemy w jednej klasie, co mnie trochę zmartwiło. - Dam radę. - powiedziałam sama do siebie. Wyjęłam z szafy moją pidżamę i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam relaksacyjną kąpiel. Weszłam na powrót do pokoju i podeszłam do pakunków, aby wybrać jakieś ubranie na jutro. Zdecydowałam się na jasne jeansy do połowy łydek, czerwony t-shirt z napisem ,,Free time" i zielony sweterek z rękawem 3/4. Odetchnęłam i położyłam wybrane ciuchy na fotel. Położyłam się do łóżka i po chwili zasnęłam.

Budzik zagrzmiał o godzinie 7 rano.
-Nie. - jęknęłam i próbowałam ręką wycelować w przedmiot aby go wyłączyć. W końcu ze swoją nieporadnością spowodowałam tylko jego upadek na ziemie, ale skutecznie się uciszył. Leniwie podniosłam się z łóżka i łapiąc przygotowane wczoraj rzeczy, podążyłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i doprowadziłam moje włosy do ładu. Spięłam je czarną gumką w wysoką kitkę. Opuściłam łazienkę i zeszłam na dół aby przygotować sobie posiłek. Zjadłam płatki z zimnym mlekiem i puste naczynie włożyłam do zlewu. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 7:40. Przydałoby się być szybciej. W końcu w sekretariacie miałam dostać plan lekcji i wszystkie potrzebne książki. Założyłam moje czerwone vansy, chwyciłam za niebieską torbę z czarnymi nadrukami i przekluczywszy dom, podążyłam w stronę szkoły. Niebo było pochmurne, ale nie wyglądało, żeby miało się rozpadać. Chociaż znając Londyn to kto wie. Do budynku doszłam w niecałe 10 minut. Stanęłam przed drzwiami z napisem ,,sekretariat" i zapukałam. Słysząc ciche proszę otworzyłam drzwi. Za biurkiem siedziała przysadzista kobieta z miłym uśmiechem.
-Słucham ?
-Emm.. Nazywam się Sofia Collins i zostałam przyjęta do klasy muzycznej Pana Moor'a. - wypowiedziałam niepewnie, a kobieta pokiwała twierdząco głową i wydrukowała jakiś formularz.
-Podpisz tylko tu i tu, a ja już ci przynoszę potrzebne rzeczy.
Machnęłam ręką w miejscach przez nią wskazanych i odczekałam chwilkę na powrót sekretarki.
-Proszę bardzo, plan i książki. Mam nadzieję, że zadomowi się Panna u nas. - posłała mi miły uśmiech. Spakowałam książki do torby i wzięłam plan ze sobą.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia. - otworzyłam drzwi i na moje nieszczęście oberwałam w bark od jakiejś dziewczyny i padłam na ziemię.
-Jak śmiałaś tak bezczelnie na mnie wpaść. Potargałaś mi włosy. Ugh... - jakaś blondwłosa warknęła na mnie i razem z koleżanką, która miała pewnie rolę popierania swojej towarzyszki, oddaliła się.
-Cudownie. Pierwszy dzień, a już mam wrogów. - odetchnęłam i już chciałam się podnieść gdy usłyszałam kogoś głos.
-Starcie z Natash'ą i Cortney? - zapytał podając mi rękę.
-Można tak powiedzieć. - odparłam łapiąc ją i podnosząc się. - To ty? - nie ukrywałam zdziwienia, widząc chłopaka w kręconych włosach.
-A nie mówiłem, że będę Cię musiał zbierać z podłogi ? - zapytał chichocząc, a ja przewróciłam teatralnie oczami.
-Muszę Cię zatrudnić na pełen etat. - odpowiedziałam, a ten pokazał mi rząd swoich białych zębów.
-Harry Styles. - przedstawił się podając mi dłoń.
-Sofia Collins. Największa gapa świata. - odparłam ściskając ją delikatnie, a ten się zaśmiał.
-Do zobaczenia, gapo. - rzucił na odchodne i ruszył zatłoczonym już korytarzem. Odprowadziłam go chwilę wzrokiem i dojrzałam idącą w moja stronę, uśmiechniętą Frances.


Ja cie co mi wyszło xd Ale dno ! Ale spokojnie ludzie, Kinga poratuje w następnym rozdziale :D Dziękujemy za wszystkie komentarze, obserwujących i wejścia. Jesteście niesamowici ! ((:
Następny rozdział w wykonaniu Pani Horan
Pozdrawiam
Pani Tomlinson

wtorek, 1 maja 2012

Szósty


 Z szafy wyciągnęłam moją ulubioną bluzkę z Myszką Miki oraz moje ciemne rurki. Założyłam jeszcze czerwone trampki, zgarnęłam z szuflady mój portfel i zeszłam na dół, gdzie Eric uczył Sofię kilku słówek po niemiecku. Zaczęłam się śmiać, bo od zawsze mnie śmieszył ten język. Ja sama wolałam włoski lub hiszpański.
 - Już jestem. – powiedziałam. – Możemy iść już na zakupy.
 - Super.
 Zabrałam przyjaciółkę do galerii, gdzie najczęściej robię zakupy. Weszłyśmy do pierwszego sklepu. Wybór był ogromny. Przeżegnałam się na wejściu, widząc minę Sofii. Coś czuję, że jeśli chodzi o ubrania to ma wysokie wymagania. Ja sama nie przepadam za zakupami, dlatego często robię je przez Internet. Na wieszaku zobaczyłam nietoperkę z flagą Anglii, od dłuższego czasu takiej szukałam. Szybko znalazłam swój rozmiar i wbiegłam do przymierzalni. Założyłam ją, przejrzałam się w lustrze i wyszłam, żeby zapytać się Sofii jak w niej wyglądam. Kiedy ją znalazłam zobaczyłam, że ma na sobie taką samą. Zaczęłyśmy się śmiać na pół sklepu.
 - Pasuje ci w niej! – powiedziałyśmy na raz.
 - Co to za głupi sklep! – usłyszałyśmy głos jakiegoś chłopaka.
 Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy, że przy stanowisku z bejsbolówkami stał chłopak, który najwidoczniej czegoś nie umiał znaleźć. Spojrzałam na Sofię, która cały czas się śmiała. Ruszyłam ramionami i poszłam pomóc nieznajomemu.
 - W czymś mogę pomóc? – zapytałam.
 - Tak. – powiedział stanowczo. – W tym waszym durnym sklepie nie ma mojego rozmiaru do tej bejsbolówki. – pokazał mi na jedną z nich.
 - Ale ja tut…
 - I jeszcze tamte spodnie, co to za marny materiał? – na widok jego miny chciało mi się śmiać.
 - Frances, to jak kupujemy sobie te nietoperki? – podeszła do mnie Sofia, a mina nieznajomego zrzedła.
 - To ty tu nie pracujesz?
 - No chciałam ci to powiedzieć, ale nie pozwoliłeś mi skończyć. – uśmiechnęłam się. – Dobra ja już muszę zmykać, bo jeszcze mam do przejścia całą galerię.
 - Emm… Czekaj! – złapał mnie za ramię. – Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie.
 - Nic się nie stało. Wyluzuj.
 Puściłam mu oczko,  złapałam Sofię za rękę i zaprowadziłam ją do kasy. Nie zdejmując naszych nietoperek, zapłaciłyśmy za nie. Oderwałyśmy metki i ruszyłyśmy na podbój innych sklepów. Po jakimś czasie postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę i wskoczyłyśmy na lody. Ja wzięłam wielki pucharek o smaku waniliowym a Sofia o czekoladowym. Przysiadłyśmy przy fontannie.
 - Sofia, kim są twoi rodzice?
 - Dziennikarzami. – uśmiechnęła się. – Twoi ?
 - Mój tata ma firmę, a mama pisze scenariusze.
 - Teraz rozumiem, dlaczego lubisz grać.
 - No tak. Cholera! Która godzina? – spojrzałam na nią.
 - No 17:24. Co się stało?
 - O 17:00 miałam być na próbie. Przepraszam musisz sama dokończyć zakupy.
 Przytuliłam się do niej i pobiegłam ku wyjściu. Rozejrzałam się na prawo i lewo, szukając jakieś taksówki, która mogła mnie podwieźć do szkoły. Kiedy ujrzałam wolnego taksówkarza, szybko podbiegłam do niego, ale uprzedził mnie chłopak.
 - No nie!
 - Kto pierwszy ten lepszy! – powiedział to ten sam chłopak, którego spotkałam w sklepie. – O to znowu ty! – uśmiechnął się.
 - No jeszcze ja!- czułam, że za chwilę się popłaczę.
 - Coś się stało?
 - Tak. Właśnie zabrałeś moją ostatnią szanse na przeżycie.
 - Było mówić. Siadaj i pojedziemy razem.
 Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Usiadłam koło chłopaka i poinformowałam starszego pana, gdzie ma jechać. Spojrzałam na mojego wybawiciela, który cały czas się uśmiechał. Miałam wrażenie, że skądś go znam, ale ostatnimi czasy z każdym mam tak. Dowiedziałam się, że nazywa się Zayn. Bardzo ciekawe imię. Kiedy taksówka zatrzymała się pod moją szkołą podziękowałam im i nim ktokolwiek coś powiedział wybiegłam z samochodu. Szybko wbiegłam przez szkolne drzwi i skierowałam się do auli. Nie zdążyłam wyhamować i poślizgnęłam się na mokrej podłodze, wpadając do auli z wielkim hałasem. Usłyszałam śmiechy, ale nie przejęłam się tym. Wiele osób wie o tym, że jestem niezdarą. Powoli podniosłam swoje obolałe ciało i podeszłam do panny Clark, która była zdenerwowana.
 - Panno Lewis, która jest godzina jeśli można wiedzieć?
 - 18:05.
 - 18:05, mówisz? Tyle, że jak dobrze myślę próba zaczęła się o 17:00 masz na to jakieś usprawiedliwienie?
 Popatrzyłam się na scene, gdzie najwidoczniej zaczęła się scena balowa, bo wszyscy mieli na sobie te dziwne stroje. Spojrzałam na wszystkich aktorów, którzy nie byli zadowoleni, że im przerwano. Zatrzymałam swój wzrok na blondynie, który wczoraj na mnie wpadł. Teraz sobie przypomniałam o bolącym mnie ramieniu. Uniosłam swoją brew i popatrzyłam na Clark.
 - Musiałam jechać do lekarza z powodu bólu w ramieniu. – ciekawe, czy się nabierze?
 - A co zrobiłaś, że cię boli?
 - Wczoraj chcąc kulturalnie przejść przez bramę, zostałam staranowana przez tego blondynka w stroju króla. – pokazałam jej głową scenę.
 - Horan! Do mnie!
 Po chwili koło mnie stał już chłopak. Teraz mogłam bliżej się jemu przyjrzeć. Miał takie piękne niebieskie oczy. Czułam też jego przyjemne perfumy.
 - Coś się stało? – zapytał ze swoim irlandzkim akcentem.
 - Ta dziewczyna mówi, że wczoraj na nią wpadłeś. Czy to prawda?
 - Wątpię. – spojrzał na mnie. – Chociaż nie, chyba faktycznie wczoraj na nią wpadłem. Bardzo przepraszam.
 - Dobrze możesz już iść. – Clark zwróciła się do niego. – Masz szczęście, że potwierdził to, bo jeśli byłoby to twoje kolejne kłamstwo to wyleciałabyś na zbity pysk.
 Przewróciłam oczami i poszłam założyć swój strój. Nie przejmowałam się słowami Clark, ponieważ ona odkąd tutaj zaczęłam chodzić do szkoły nie lubi mnie. Dobrze wiem, że nie odważyłaby się mnie wyrzucić z grupy teatralnej, ponieważ ludzie lubią jej przedstawienia tylko dlatego, że są pisane przez moją mamę. Usłyszałam jak ktoś puka do drzwi mojej przebieralni.
 - Proszę. – spojrzałam w kierunku otwieranych drzwi. Stał za nimi ten chłopak.
 - Cześć. Mogę?
 - Ee… Chyba tak. Coś się stało?
 - Chciałem cię przeprosić za wczorajsze poturbowanie, ale po prostu spóźniłem się na próbę.
 - Skądś to znam. – uśmiechnęłam się. – Nic się nie stało.
 - Na pewno? Słyszałem, że musiałaś iść z tym do lekarza.
 - Co? Ach…. To nie tak. Naprawdę byłam na zakupach i zapomniałam o próbie, a że zobaczyłam ciebie to wpadła mi do głowy pierwsza lepsza wymówka. Bardzo ci dziękuję. – puściłam mu oczko.
 - No proszę. – zaczął się uroczo śmiać. – Zapomniałbym. Jeżeli mamy razem grać to powinienem się chyba przedstawić. Jestem Niall.
 - Frances.                             
 - Ładne imię dla ładnej dziewczyny.
 - No ładnie teraz się na pewno rumienię. – dotknęłam policzków.
 - Bardzo ładnie się rumienisz. – powiedział i wyszedł.
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Zapomniałam już o tym, że miałam go zabić za to wczorajsze, ale nic dziwnego. Uratował mnie dzisiaj przecież przed panną Clark. Podeszłam do lustra. Miałam na sobie długą granatową sukienkę, z czerwoną kokardką pod szyją. Muszę przyznać, że nawet ładnie wyglądam jako wróżka. Zarzuciłam kaptur na głowę i wyszłam z przebieralni.



Ugh! Pierwszy raz nie wiedziałam co napisać :/ Możecie mnie dusić i bić ile chcecie, ale ten rozdział jest do bani! :( No w moim i w imieniu pani Tomlinson chcę podziękować za te wszystkie komentarze, ponieważ każdy z nich wywołuje na naszych twarzach uśmiech i zachęca do pisania :) Dziękuję za ponad 3,5 tys. wejść, 72 komentarze oraz 35 obserwatorów. Teraz liczę na Wasze komentarze :)
Kocham,